Młody hokeista rodem z Nowego Targu przebojem wdarł się do drużyny narodowej. Obecnie trudno sobie wyobrazić ekipę biało –czerwonych bez popularnego „Goldiego”. Debiut w mistrzostwach miał jak marzenie. O takim ”wejściu smoka” marzy wielu młodych sportowców. Nie każdy jednak ma tyle samozaparcia, by talent poprzeć pracą. Bo sam talent „ nie tkwi w genach czy fizyczności, ale w ciężkiej pracy. To projekt na przyszłość, który przyniesie wymierne efekty dzięki sukcesywnemu realizowaniu założeń treningowych, które mają służyć rozwojowi”. To słowa Raula Lozano, byłego trenera siatkarskiej reprezentacji Polski.
- Cieszę się, że trener dał mi szansę zagrać na tych mistrzostwach, chciałem pokazać się z jak najlepszej strony i to się udało. Przed mistrzostwami nie myślałem o nagrodach, że zakończę je takim akcentem. Poszczęściło się - mówi Patryk Wronka.
- Szczęściu trzeba pomóc.
- Dałem z siebie wszystko. Starałem się grać jak najlepiej potrafię, realizować założenia taktyczne trenera, by było to z korzyścią dla drużyny. Mistrzostwa świata to świetna sprawa, zdobyłem nowe doświadczenia i cieszę się, że mogłem grać w takim towarzystwie, a przecież w ubiegłym roku mogłem o tym tylko pomarzyć. Mamy super zespół. On był najważniejszy, a reszta… jakoś poszła.
- Poszło od momentu, gdy przesunięty zostałeś do pierwszej formacji z Krzysztofem Zapałą i Tomkiem Malasińskim.
- W takim zestawieniu graliśmy w grudniu na turnieju EIHC. Nie było wtedy zawodników z Tychów. Brakowało Marcina Kolusza, gdy wrócił zmieniłem piątkę. Po dwóch meczach trener zdecydował się na zmiany i zatrybiło. Bardzo dobrze mi się z nimi grało. ”Kazka” znam z Podhala. Zresztą cała drużyna zatrybiła od meczu ze Słowenią.
- Przyczyny wpadek, które zaważyły, że elita przeszła wam koło nosa?
- Trudno powiedzieć. Może presja. Taki jest sport, że raz wychodzi niemal wszystko, innym razem z tymi samymi elementami mamy problemy.
- Jeden z trenerów przyczyn niepowodzeń z Koreą i Włochami doszukiwał się w tym, że byliście gospodarzami. Zgadzasz się z tą opinią?
- Nie zgadzam. Kibice nam pomagali. Tam gdzie gramy nie ma kluczowego znaczenia. Myślę, że była to nasza słabsza dyspozycja, która sprawiła, że przegraliśmy dwa pierwsze mecze.
- Po wygraniu z Austrią i Słowenią, spadkowiczami z elity, można żałować, że z Włochami bądź Koreą nie zdobyliście chociaż punktu.
- Na pewno trzeba żałować. Szkoda, że nie zakończyliśmy turnieju awansem, ale teraz nie ma co gdybać. To jest już za nami. Najważniejsze, że pokazaliśmy, iż potrafimy grać w hokeja. Z renomowanymi przeciwnikami sobie poradziliśmy. Jesteśmy ze sobą zżyci i zawsze dajemy z siebie sto procent. Za rok na pewno będziemy walczyć o najwyższe cele.
- Zewsząd zbierałeś pochlebne recenzje. Wypowiadały je wielkie hokejowe autorytety.
- Miło słyszeć takie opinie. Słowa mi schlebiają. Dają motywację do dalszej ciężkiej pracy.
- Nie dostałeś zawrotu głowy od szumu medialnego wokół twojej osoby?
- Mocno stąpam po ziemi. Wiem co mam robić i na tym się skupiam. To dla mnie jest najważniejsze. Sodówka mi nie grozi.
- Henryk Gruth, były hokeista i ceniony trener w Szwajcarii, twierdzi, że przerosłeś polską ligę i powinieneś grać w silniejszej, by rozwinąć swój talent.
- Nie ukrywam, że chciałbym spróbować swych sił w mocniejszej lidze. Sprawdzić czy dam radę. Nie mam żadnych obaw przed wyjazdem. Oczywiście jeśli pojawi się propozycja.
- Byleś bacznie obserwowany przez agentów zasiadających na trybunach „Spodka”. Nie wierzę, że nie padła żadna propozycja?
- Coś tam rozmawiałem, ale na razie nie zaprzątam tym sobie głowy. Gdy dostanę konkretną ofertę, na pewno wyjadę za granicę. Na razie rozmawiam, ale ostateczną decyzję podejmę gdy odpocznę.
- Mariusz Czerkawski podczas meczu z Austrią wystosował apel, być więcej strzelał. Prosił znajomych i krewnych, by wysyłali ci SMS-y. Dostałeś jakiegoś?
- Dostałem. W meczu o podejmowaniu decyzji decyduje ułamek sekundy. O tym czy zagrać partnerowi czy też oddać strzał. Nie wiem dlaczego, ale wolę podawać niż strzelać. Wiem o tym, że muszę więcej strzelać i będę się starał częściej to robić.
- Chyba wziąłeś sobie te słowa do serca, bo już w pierwszej zmianie z Japonią posłałeś krążek do bramki.
- Była sytuacja, którą musiałem wykorzystać. Wpadło.
Stefan Leśniowski
Zdjęcia Michał Chwieduk - Biuro Prasowe MŚ