21.03.2016 | Czytano: 3906

Brawo Wy! (+zdjęcia)

Kapelusze z głów przed „szarotkami”! Grały do utraty tchu i mimo ogromnych kłopotów kadrowych powtórzyły sukces z ubiegłego sezonu. Utrzymały pozycję trzeciej siły w polskim hokeju. – Trzeba mierzyć siły na zamiary – powiedział kapitan drużyny, Jarosław Różański.

Słowa, które najlepiej oddają podział ról w ekstraklasie. – O finale Tychy – Cracovia mówiło się już w maju. Może półfinał nam troszkę nie wyszedł, ale zdobyliśmy to, na co nas było stać – dodawał kapitan.

Dowodził zespołem wspaniałych chłopaków, którzy w wielu meczach potrafili wznieść się na wyżyny swoich umiejętności i wygrywać z potentatami ligi, ogrywali aktualnych finalistów. Zapewne wszyscy mają w pamięci fantastyczne spotkanie w półfinale Pucharu Polski z Tychami. To było coś, co przypomniało starszym kibicom wspaniałe lata „szarotek”. Dla takich chwil warto być kibicem.

Na hokeju też można się bawić

Nowotarscy i sanoccy kibice (dziewczyna z bębnem – rewelacja!) wraz z hokeistami stworzyli niezapomniany spektakl. Warto było zdzierać gardło nawet do cna, bo przecież obie drużyny prowadziły sportową wojnę. Kibice obu drużyn stanęli na wysokości zadania. Gorący doping, chóralne śpiewy. Górale po raz kolejny zostawili serce na lodzie, ale w najważniejszym momencie nie wyłączyli głowa.

- Głowa zadziałała w odpowiedniej chwili - powie trener Marek Ziętara. – To był jeden z najlepszych naszych meczów pod względem dyscypliny taktycznej w play off. Graliśmy odpowiedzialnie z tyłu, zminimalizowaliśmy błędy, które wcześniej popełnialiśmy. Uzyskawszy przewagę bramkową, w trzeciej odsłonie mogliśmy grać uważnie w tyłu. Sanok w tej części meczu nie stworzył sobie sytuacji.

- Mecze z Sanokiem kosztowały nas sporo nerwów. W Sanoku przegraliśmy na własne życzenie. Daliśmy jednak radę. Powtórzyliśmy wynik z ubiegłego sezonu, ale było lepiej. W poprzednim sezonie w części zasadniczej zajęliśmy szóste miejsce, w tym sezonie trzecie. Teraz graliśmy w finale Pucharu Polski, to też spory sukces. Małymi kroczkami idziemy do przodu. Oby tak dalej – mówi kapitan Podhala, Jarosław Różański.

Profesor „Kazek”

Drużynie należą się słowa pochwały, każdy z zawodników dołożył swoją cegiełkę do sukcesu, ale „profesora” miała jednego. Krzysztof Zapała, MVP sezonu we wspólnej SMS –owej zabawie kibiców oraz Sportowego Podhala i Podhala 24. Popularny „Kazek” w decydujących momentach brał ciężar gry na swoje barki. To on w pierwszym spotkaniu z Sanokiem dał sygnał do zmiany scenariusza, gdy gra drużynie się nie kleiła. Zdobywał ważnego gola.

- Trener ochrzanił mnie w przerwie i musiałem pociągnąć grę – mówił wówczas Krzysztof Zapała.- W pewnych momentach nasza gra się przycinała, po tak długiej przewie trudno było złapać rytm. Sanok był co prawda zmęczony, ale główką nas ogrywał. Mieliśmy moment zrywu, zdobyliśmy gola i poszliśmy za ciosem. Potem nie pozwalaliśmy na wiele rywalowi.

„Kazek” jak nikt potrafi w odpowiednim momencie przyspieszyć, jak trzeba zwolnić i ze stoickim spokojem wybić krążek w tercji, gdy pali się pod nogami. W niedzielę zdobył dwie jakże ważne bramki, po których koledzy złapali wiatr w żagle, a później ze spokojem kontrolowali szamocących się sanoczan. „Kazek” miał swoje porachunki z Sanokiem. Rozstanie z tym klubem nie było przyjacielskie. – Nie wspominajmy o tym, było minęło. Cieszę się, że mogłem pomóc macierzystemu klubowi w zdobyciu medalu – mówi.

Górale pokonali zespół, który przyjął odmienną metodę niż górale. Ci drudzy bazują na własnych wychowankach, wzmacniając drużynę garstką obcokrajowców. Sanoczanie odwrotnie, zatrudniają sowicie opłacanych obcokrajowców. Tak budowana drużyna, drugi raz z rzędu przegrywa z Podhalem brązowy medal.

– To jasny sygnał, że nie tędy droga, ale to nie nasza sprawa – twierdzi „Kazek”. – Zasłużyliśmy na brązowy medal. Z tyszanami słabiej zagraliśmy, ale wypompowaliśmy się w konfrontacjach z Oświęcimiem i nie byliśmy w stanie się im przeciwstawić. Brąz mniej smakuje niż złoto, ale z sezonu można być zadowolonym. Spełniliśmy oczekiwania, chociaż zawsze chciałbym walczyć o złoto. Mam nadzieję, że w przyszłym sezonie będę grał o złoto. W jakiej drużynie? Trudno powiedzieć. Na razie czeka mnie reprezentacja i nie zaprzątam tym sobie głowy.

Kolejny rozbiór Podhala?

Ostanie słowa „Kazka” nie napawają optymizmem. Czyżby szykował nam się kolejny rozbiór Podhala? Czy stać będzie włodarzy spółki, by zatrzymać najlepszych? W profesjonalnych klubach już w grudniu podpisuje się kontrakty z zawodnikami, którzy tworzą trzon drużyny.

- Co roku ktoś zapuszcza sieci na naszych chłopaków – mówi prezes Agata Michalska. – Mamy wspaniałych zawodników i inne drużyny będą się o nich bić. Musimy być na to przygotowani. My też będziemy o nich walczyć –zapewnia.

Oby z lepszym efektem niż w poprzednim sezonie, gdy nie udało się zatrzymać Krystiana Dziubińskiego i Damiana Kapicy. Jaka wartość jest tych graczy można spojrzeć na statystyki play off w tym sezonie. Ten pierwszy jest motorem napędowym „Pasów”.

Jedno co nie zostało zrealizowane w ciągu trzech lat. Obiecywano ściągnąć wszystkich swoich wychowanków. Wszystkich na kolejny sezon nie da się ściągnąć, bo mają kontrakty ważne z innymi klubami, ale można zatrzymać tych, którzy są już w drużynie. Tym bardziej, że… – Pozytywny jest odbiór sponsorów – twierdzi pani prezes. A więc nie powinni być skąpcami.

- Do końca byliśmy w grze, graliśmy w finale Pucharu Polski, pokonując w półfinale Tychy. To ogromny sukces. To się im podobało – zapewnia prezes. - Chylę czoła przed chłopakami. To była wspaniała drużyna, walcząca do końca. Zespół w 150% zrealizował zadanie. Realnie stąpam po ziemi i wiedziałam, że trudno będzie rywalizować z Tychami i Cracovią, aczkolwiek nie było to niemożliwe. Nasz zespół potrafił wnieść się na wyżyny swoich umiejętności z tymi drużynami.

O tym, że lepsi swoi niż obcy przekonał się Sanok, nie pierwszy zresztą raz. My też chyba nie do końca jesteśmy zadowoleni z gry obcokrajowców, szczególnie w play off .

Na razie z wszystkimi kibicami mogę głośno powiedzieć znane z siatkarskich reklam „Brawo Wy!”, ale już kilka chwil po zdobyciu brązowego medalu powinno się zabrać do budowania drużyny na nowy sezon. Nie można zaspać, bo sępy już krążą. Zróbcie wszystko, to do działaczy, byśmy ponownie mogli się cieszyć i krzyknąć tak jak w niedzielę: „Brawo Wy!”.

Kaskader Marek

Uwielbiamy popadać ze skrajności w skrajność. Tymczasem sport lubi cierpliwość, której często nam brakuje. I – jak żadna dziedzina życia –daje mnóstwo dowodów, by czasami wstrzymać się z oceną, poczekać i dać kolejne szanse. W coraz szybszym świecie, w którym dominują dwa kolory – czarny i biały – nie jest proste, ale niech przykład trenera Ziętary pobudzić nas wszystkich do refleksji.

Marek nie raz czy dwa dostawał cięgi na forach internetowych, tylko dlatego, że był uparty w dążeniu do celu. Tylko dlatego, że chciał i zawsze chce wygrywać. Tylko dlatego, że zawsze bronił chłopaków, mimo iż nieraz należały im się słowa krytyki. Nie wszyscy lubią ludzi sukcesu i musiał przełknąć tę pigułkę.

Amerykanie mawiają, że porażka jest gorsza niż śmierć, albowiem z porażką musisz żyć. Jest w tym duża dawka przesady, ale w jednym mają rację – zwycięzcy bardzo długo żyją w pamięci innych, przegrani – szybko idą w zapomnienie. Ziętara zwycięstwa wszczepiał swojej drużynie. To jego kolejny sukces, po złocie z Podhalem i Sanokiem, drugi raz z rzędu doprowadził ”szarotki” na najniższy stopień podium. Wykonał zadanie iście dla kaskadera. Cztery lata temu przejmował drużynę rozbitą w pierwszej lidze i wszyscy pukali się po głowie. Po co mu to kiedy zdobył mistrzostwo z Sanokiem? – pytali. W kolejnym sezonie zajął ostanie miejsce w PHL. Zaczynał od zera, bez wielkich pieniędzy, bez sowicie opłacanych obcokrajowców, a mimo to dwukrotnie zdołał wdrapać się na podium. Kończy mu się kontrakt i może z czystym sumieniem powiedzieć, że wykonał kawał dobrej roboty.

- Brązowy medal jest tym na co nas realnie było stać – przyznaje. – Oczywiście mając na uwadze możliwości finansowe klubu i co za tym idzie potencjał kadrowy jakim dysponowałem. Uważam, że po czterech latach pracy mam prawo mieć głowę podniesioną do góry. Jestem zadowolony z tego co zrobiłem. Zrealizowałem cel jaki przede mną postawiono, a było nim przywrócenie Podhala do strefy medalowej. Zadanie swoje wykonałem, a tyle na ile pozwoliły mi finansowe realia klubu. Mamy drużynę opartą na wychowankach. Trzy lata temu trybuny były puste, dzisiaj odżyły. Teraz chcę odpocząć. To był ciężki, stresowy sezon. Potem zastanowię się co dalej. Zobaczymy co los przyniesie. Na pewno jestem otwarty na rozmowy z zarządem – podkreśla Marek Ziętara.

Czy kaskader zostanie? Zarówno trener jak pani prezes zapewniają, że przystąpią do rozmów. – Od trzech lat rozmawiam z Markiem, ale dużo zależy od niego samego – zapewnia Agata Michalska.

Ogień i woda

Ziętara to impulsywny trener, który za drużynę dałby się wrzucić w płomienie. Nie da sobie w kaszę dmuchać, to co ma na języku, to powie. Często popadał w konflikty z sędziami, nieraz z zagranicznymi szkoleniowcami, którzy pokazywali mu wskazujący palec w górze. Miał jednak przy sobie strażaka, który potrafił powstrzymać impulsywnego coacha. Marek Rączka jest jego przeciwieństwem. Spokojny, zrównoważony, gdy trzeba zażegnać konflikt, to on był w pierwszej linii. Często w stresowych sytuacjach wyręczał „pierwszego” na konferencjach prasowych. Dla Rączki to kolejny sukces w roli szkoleniowca i kolejne doświadczenie.

Cisi bohaterzy

O nich nie pisze prasa, oni są anonimowi dla przeciętnego kibica. W drużynie jednak nieodzowni.


Wojciech Chowaniec – kierownik drużyny. To do niego zawodnicy piersi kierują uwagi nie tylko dotyczące sprzętu. To od jego sprawnej ręki zależy, czy łyżwy będą dobrze naostrzone i zawodnicy nie będą się potykali.


Marek Bisaga – kierowca autobusu. Dzięki niemu szybko i bezpiecznie drużyna docierała do celu.
Lekarz Piotr Świst dbał o to, by zawodnicy byli zdrowi, szybko po urazach wracali do gry. W tym sezonie miał mnóstwo pracy, bo w pewnym momencie brązowego medalistę dopadła plaga kontuzji.
Paweł Bujak – masażysta, najpóźniej dołączył do drużyny, ale swoją pracę wykonał. W play off, gdy mecze nawarstwiają się, miał pełne ręce roboty.

Bohaterowie sezonu
Na koniec zostawiliśmy sobie tych, którzy największy wnieśli wkład w naszą niedzielną radość. Dali nam nadzieję, że charakterem można pokonać przeciwności. To była wyboista droga z piekła do nieba. Wcale się nie dziwię, że nawet twardziele uronili łezkę.

Bramkarze – Ondriej Raszka, Błażej Kapica, Radion Musin; obrońcy – Wołodymyr Ałeksiuk, Joni Haverinen, Oskar Jaśkiewicz, Jakub Kania, Sebastian Łabuz, Robert Mrugała, Maciej Sulka, Damian Tomasik, Mateusz Wojdyła; napastnicy – Kasper Bryniczka, Dariusz Gruszka, Jarmo Jokila, Daniel Kapica, Bryan McGregor, Mateusz Michalski, Bartłomiej Neupauer, Dawid Olchawski, Jarosław Różański, Konrad Stypuła, Jussi Tapio, Filip Wielkiewicz, Patryk Wronka, Krzysztof Zapala, Damian Zarotyński.

Stefan Leśniowski
Zdjęcia Mateusz Leśniowski
Czytaj i oglądaj zdjęcia "Skapani w szampanie" - www.sportowepodhale.pl/index.php

Komentarze







reklama